atlas czasu

Serce to jednak sługus jest. Mam różdżkę i białego konia. Jestem uzależniona od poczucia spełnienia. Na bezdechu. Ćwiczyłam sto razy zanim wyszłam na scenę. Deski rozmiękły pod moimi stopami. Nic nie powiedziałam oprócz kurczliwych zgłosek imitujących dobrze dobrane, lekko szydzące i w dystansie spostrzeżenia. Waliło mi pod gardłem, w śledzionie i wyschły usta. Znam dobrze ten stan bez możliwości wyjścia. Jednak wypełniający po samiuśkie brzegi człowieka. Każdy człowiek ma brzegi, a jak mu się uleje, to robi się kałuża krwista. Kolejna brama przekroczona.
Dotykając banknotu dwudziestozłotowego w kieszeni, rozsypała się talia kart. Twarz po twarzy. Łza spłynęła powoli. Usiadła na krawężniku i patrzyła na odjeżdżający do domu pociąg. Przełknęła się jakoś i ruszyła dalej w głąb. Musiała zachlapać rękaw, ale nikt nie zauważył, nawet kubki z Bolesławca, te nakrapiane granatem, nic nie widziały. Duża dłoń, dłoń kojarząca się z bezpieczeństwem i wsparciem, jakiego nie zaznałam od nikogo innego, chwyciła mnie za włosy. Musiały być celowo rozpuszczone, żeby mogła wjechać i zaplątać się w nie we mnie niechcący na chwilę na krótką na migot na wstrząs. Emocje nie mają granic ani czasu. Miłość jest jak pięść i jak młot.