plac zabaw.
jakiś taki duży, jakby za duży.
wysokie huśtawki do nieba łańcuchowe i drabina do zjeżdżalni w wyszczerbione szczeble.
wchodzę, bo zdaje się, że bez wejścia się nie obejdzie.
idę idę idę się wspinam i się wyginam.
weszłam.
i teraz co?
nie wiem jak się poprawnie zjeżdża.
poprawnie więc stoję i się tępo gapię i nie mam lęku wysokości tylko lęk wielkości.

mówi mi tu podskórnie chrabąszcz z połyskiem na pancerzyku
że dajemy radę żyć
mimo, że dziwne to życie.
jakieś takie duże, jakby za duże.
kawa smakuje niedoborem osoby, z którą zechciałabym natychmiast ową z pianką spijać.
myśl kształtuje obraz ofiary złożonej z trudnych wzorów nauk ścisłych.
papieros przyspiesza perystaltykę jelit.
za mało mamy płci kulturowych, żeby się swobodnie poruszać - biodrami na boki
i rączki miękkie, paluszki wiotkie u rosłego mężczyzny - ciota
a ja jestem babą herod
a ona motocykle podwiesza, a wzrostem zasłużyła na rolę pchły szachrajki.

moja twarz przypomina masę solną z mąką ziemniaczaną
jasna, zimna, gładka.
moje nogi przypominają paliki geodezyjne.
wbiły się w życie nareszcie, można by rzec.
przekroczenie własnych ograniczeń - wspomnień nić pęka
pełnia w skorpionie.

strażnik nieśmiertelności

       
        Stary król leżąc na łożu śmierci wezwał do siebie jedynego syna. Królewicz wszedł do komnaty, obecność śmierci uderzyła go w nozdrza, aż się żachnął. Ukląkł u wezgłowia, wziął ojca za bladą, pomarszczoną dłoń i popatrzył mu w oczy.
      "Czas iść pod rządy Niebiańskiego króla - powiedział cicho ojciec - teraz ty zasiądziesz na tronie. Dbaj i o bogatych i biednych, nigdy nie wiadomo skąd będziesz potrzebował pomocy. Sam nie wszczynaj waśni, ale o słuszną sprawę nie wahaj się dobyć miecza. Bądź szczery i prawy a będziesz miał mir i chwalbę wśród ludu. A nade wszystko otaczaj się mądrymi ludźmi, gdyż jeden mądry da ci więcej, niż zgraja głupich i chciwych. Słuchaj Modraka Eszewerię, choć wciąż siedzi w wieży i dziwnym wydawać się może - mądrzejszego nie znajdziesz. Rządź dobrze, a gdy czas nadejdzie spotkamy się w niebie. Teraz zostaw mnie, bym mógł przygotować się do drogi."
      I stało się to, co się miało stać. Król umarł. Umarł król, niech żyje król.
      Gdy dopełniono wszystkich ceremonii młody król - Marek Kucmerka udał się do wieży, gdzie mieszkał i pracował nadworny mędrzec Modrak Eszeweria.
      Długo wchodził długimi, krętymi, skrzypiącymi schodami przytrzymując się żelaznej kutej poręczy przytwierdzonej do kamiennego muru. Pchnął małe drzwi, które uchylając się ukazały mu Maga.
      Modrak Eszeweria miał długie włosy przetykane siwizną i brodę. Oczy żarzyły mu się niczym węgle. Gestem dłoni zaprosił gościa do środka. Na ścianach wisiały plansze z zawiłymi wykresami i obrazy pełne ludzi. Księgi, papiery sprawiały wrażenie leżących w nieładzie. Z boku stały szklane i porcelanowe naczynia przeróżnych kształtów.
      "Gwiazdy mówią - rzekł mędrzec - że zbliża się chwila wyjątkowa, ale nie potrafię odkryć co się stanie. Pamiętaj królu, cokolwiek się wydarzy; jest w tobie mądrość człowieka obytego, a w twojej krwi płynie mądrość rodu, który cię poprzedza. Słuchaj głosu swego serca, ono cię poprowadzi."
      Król Marek skinął w zamyśleniu głową i wrócił do pałacu.
      Kilka dni potem odkryto, że Modrak Eszeweria zmarł. Wieża żądała nowego właściciela.
      Król Marek Kucmerka zatopił się w rozmyślaniach jak znaleźć godnego następcę. Wreszcie wymyślił. Kazał rozgłosić aż po krańce ziemi, że szuka nadwornego Maga, mędrca. Miał nim zostać ten, który najbardziej go zachwyci.
      Przyjechali zewsząd prawdziwi mędrcy, magowie, a i zwykli oszuści i złodzieje.
      Rozpoczął się konkurs i po kilku dziennie pokazywało niezmiernie dziwne i niesłychanie ciekawe rzeczy. Pewien pretendent pokazał sztucznego słowika, który śpiewał jak prawdziwy. Inny sprowadził metalową rybę, która potrafiła latać i zionąć ogniem. Następny z kolei unosił się nad ziemią i kładł się na gwoździach. Był i taki, który usiadł przed królem, stał się świecący, przezroczysty i na koniec zniknął zostawiając po sobie tylko włosy i paznokcie. I tyle go widzieli.
      Król Marek Kucmerka uznał to za nader ciekawe, lecz ze wszech miar nieprzydatne.
      I oto pewnego dnia stanął przed królem młodzieniec, który przedstawił się jako Niedośpian. Zapytał o zgodę, by usiąść obok Marka Kucmerki i poprosił wszystkich o wstrzemięźliwość w myśli, mowie i uczynku.
      "Słuchaj uważnie królu." Rzekł Niedośpian samemu nasłuchując.
      Marek Kucmerka słuchał. Pojedyncze głosy zlały się w muzykę świata.
      "Słuchaj najuważniej jak potrafisz Królu." Usłyszał Marek Kucmerka i wsłuchał się jeszcze bardziej. I dotknął czegoś dziwnego. Usłyszał to jak dzwonienie, szum, który powoli narastał, jakby się zbliżał. Dotarł do niego, wessał i wypluł.
      Marek Kucmerka popatrzył w bok oszołomiony. Na tronie siedział król, a on na krześle. Król zwrócił ku niemu głowę i popatrzył w oczy. Marek Kucmerka spojrzał w oczy Króla i zrozumiał, że widzi inną duszę, a ona jego. Na wskroś.
      Znów szum go ogarnął burząc jasność myśli i po chwili siedział na tronie patrząc w oczy Niedośpiana.
      "Ty będziesz moim doradcą" powiedział Król Marek Kucmerka i tak się stało.
      Niedośpian, gdy tylko sprowadził się do wieży pilnie zabrał się do studiowania tego, co zostawił jego poprzednik. Podjął też prace tam, gdzie przerwała ją śmierć Modraka Eszewerii.
      Król Marek Kucmerka przychodził i odchodził. Niedośpian zaś w samotności pracował szukając misterium mundi , prima materia i kamienia filozoficznego.
      Czytał pisma, obserwował gwiazdy, stawiał horoskopy, ze zdarzeń odczytywał przesłania przeznaczenia. Pracował bez wytchnienia na jawie i we śnie.
      Podczas pewnego doświadczenia, gdy trzymał parujący tygiel nad ogniem w nagłym olśnieniu pojął tajemnicę świata. Świat był ciałem, on zaś cząstką wielkiej duszy. Wypełniając swoje przeznaczenie spełni się jako mistyczna substancja w życiu świata.
      Pragnienie poznania czego chce od niego los sprawiło, że z jeszcze większym żarem zagłębił się w studia szukając tego, co go porwie i nie będzie miał żadnych wątpliwości.
      Nie trwało długo, a poznał, że gdy tylko czyta, czy myśli o eliksirze nieśmiertelności ogarnia go niecierpliwe drżenie.
      Oddał się temu pragnieniu, przesycił i to sprawiło, że znalazł ukrytą księgę w której opisano składniki i sposób przyrządzenia eliksiru. Na marginesach rady, wskazówki i ostrzeżenia każde inną dłonią skreślone. Księga była bardzo, bardzo stara.
      Przejęty przyrządził eliksir i gdy tylko nieco ostygł, tak, że można go było pić - wypił pół flaszki. Od razu zapadł w dziwny sen, niby letarg. Widział i słyszał wszystko, lecz oczy miał zamknięte i nie mógł ruszyć ni ręką, ni nogą.
      Naprzeciw siebie zobaczył anioła. Pięknego niebiańskim światłem.
      "Niczym się nie trap i niczym nie przejmuj. Zostaw wszystko i idź prosto na północ. I nigdzie nie zbaczaj."
      Niedośpian obudził się i nie był pewny, czy mu się to śniło, czy po raz pierwszy w życiu miał wizję. Nic nie rozumiał z tego, co mówił anioł i czuł się tak samo, jak przed wypiciem eliksiru. Jego wzrok padł na flaszkę. Bez namysłu chwycił ją i opróżnił do dna.
      Znów zapadł w letarg. Niby wszystko tak samo, a jednak inaczej. Głosy jakieś przytłumione, światło zamierające w delikatnej poświacie, z której wyłonił się anioł.
      "Zostaw wszystko i idź na północ. Rób co do Ciebie należy i o nic nie pytaj. Gdy nadejdzie czas sam cię znajdę i powiem co dalej. Więcej eliksiru nie pij, bo niczego więcej się nie dowiesz, a tylko sobie zaszkodzisz..."
      Anioł zniknął. Niedośpian ocknął się, lecz nie mógł się otrząsnąć. Teraz już nie miał wątpliwości.
      Nie zwlekając poszedł do Króla Marka Kucmerki by oznajmić mu, ze przeznaczenie każe mu iść na północ. Król najpierw nie mógł uwierzyć, a potem próbował zatrzymać Niedośpiana.
      "Nie możesz teraz odejść, kto będzie mi doradzał. Przecież sam zgodziłeś się na to."
      "Wzywa mnie przeznaczenie, któremu nie mogę i nie chcę się oprzeć. Jesteś mądrym człowiekiem. Wokół ciebie też są ludzie godni szacunku. Słuchaj ich rad, a nade wszystko głosu swego serca. Bywaj."
      I poszedł Niedośpian przed siebie nie znając kresu ni celu tej podróży. Szedł drogami i bezdrożami, przez miasteczka, wsie, lasy, pola, łąki. Nocował gdzie bądź. U ludzi, w szopach, stodołach i pod gołym niebem.
      Choć przez cały czas szedł ufny w słowa anioła, to jednak pewnego dnia opadło nań zwątpienie. Nagle stracił siły i chęć do wędrówki. Zaczął szykować się do snu, choć do wieczora było jeszcze daleko.
      Gdy tylko zasnął przyśnił mu się anioł.
      "Zwątpienie jest jutrznią zwycięstwa. - rzekł, gdy już wyłonił się z mlecznej poświaty - Już niedaleki koniec twojej wędrówki. Pójdź za mną." Niedośpian wszedł świetlistą mgłę, majaczące cienie. Cienie rozstąpiły się przed jasnością i zobaczył przed sobą otwartą księgę.
      "Jest w niej wszystko, co powinieneś wiedzieć, aby wypełniło się twoje przeznaczenie." Usłyszał słowa anioła pochylając się nad księgą.
      Zakładając palcem strony, na których była otwarta przymknął ją by zobaczyć tytuł. Była to księga nieśmiertelności. Otworzył ją na powrót i przekartkował. Życiorysy, przepisy, inwokacje, mapa... Zatrzymał się na stronach, które wciąż zakładał palcem i zaczął czytać. Był to jego życiorys.
      Gdy się obudził sen miał jeszcze wciąż pod powiekami. Nie potrafił dokładnie sobie wszystkiego przypomnieć, lecz idąc co i rusz coś mu się przypominało. A to fragment przepisu, a to mapa stawała mu przed oczami, albo urywek z życiorysu, że na rozstajach przy złamanym dębie ma skręcić w lewo. Pod wieczór, kiedy słońce jeszcze wisiało nad lasem stanął przed chatką. Na przyzbie siedział mały, skromnie odziany, siwy staruszek.
      Niedośpian wszystko mu opowiedział. Staruszek uśmiechał się i kiwał głową.
      "Dobrze trafiłeś - powiedział, gdy Niedośpian skończył. - to ja jestem strażnikiem nieśmiertelności. Mam eliksir, którego szukasz."
      "Chcę go wypić!" zawołał Niedośpian.
      "Powoli - uspokajał go staruszek - nie musimy się nigdzie spieszyć. Nieśmiertelność może poczekać jeszcze jeden dzień. Jeśli do jutra nie zmienisz zdania - dostaniesz eliksir, ale wiedz, że tego co się stanie już nie cofniesz. Będziesz musiał zgodzić się na wszystko. Prześpij się z tym do jutra." Niedośpian nie chciał czekać, ale staruszek był nieustępliwy.
      Rano Niedośpian pragnął nieśmiertelności równie mocno, jak we wszystkie dni swojej wędrówki. Nie było w nim wahania, ani żadnej wątpliwości. Jego głos, gdy odpowiadał staruszkowi był pewny i spokojny.
      "Dobrze - powiedział strażnik nieśmiertelności - pójdź do izby, z szafy wyjmij jedną flaszkę i wróć tutaj."
       Niedośpian wszedł do izby schylając głowę. W środku była kuchnia, łóżko, stół, zydel, ława i ogromna szafa. Otworzył drzwi. Na półkach od góry do samego dołu w równych rzędach stały butelki z zielonego szkła. Zaciekawiony uchylił drugie i trzecie drzwi i zobaczył to samo. Zadziwiony wyszedł z flaszką przed chatkę.
      Usiadł obok staruszka na progu i zapytał o butelki.
      "Na wszystko synku przyjdzie czas, dowiesz się wszystkiego, pij."
      Niedośpian wypił eliksir zerkając na staruszka, który patrzył w niebo i uśmiechał się nic nie mówiąc. Eliksir był słodkawy i aromatyczny. Ledwo postawił na ziemi butelkę, a poczuł, że jest inaczej niż przed chwilą.
      Słyszał więcej, bardziej przejrzyście. Najpierw wiatr, a zaraz potem ziemię, drzewa i zwierzęta. Widział wszystko wokół coraz dalej i dalej. Jego spojrzenie sięgało aż po horyzont. Zobaczył własne sny, znajomą poświatę i wraz z nią usłyszał głosy duchów. To zachwiało nim aż po krańce jaźni.
      Szukając oparcia zerknął na staruszka, lecz nie było go. Tam, gdzie przed chwilą siedział leżało jedynie jego ubranie. Powietrze rozświetlała pałająca poświata.
      Wtedy dostrzegł staruszka. Był przezroczysty niczym anioł i wisiał nad nim.
      "Teraz ty jesteś strażnikiem nieśmiertelności." Usłyszał.
      Staruszek stawał się coraz bardziej przejrzysty, aż rozpuścił się i zniknął w oślepiających falach tęczowego światła.
      Został sam. Rzeczywistość nie miała przed nim tajemnic. Swoim widzeniem obejmował całą ziemie, słyszał najskrytsze myśli i uczucia kogo tylko zechciał. Wiedział wszystko nie ruszając się z miejsca.
      Zapragnął poznać kim jest jego następca i nie mogąc dostrzec go w przestrzeni zagłębił się w czas. Dalej i dalej, coraz dalej i dalej.



      A co z Królem Markiem Kucmerką, spytacie? Podążając za głosem swego serca spotkał miłość, której na imię było Kordylia. Była piękna, czuła i mądra. Ona stała się sekretnym doradcą i powiernicą króla. Co tu więcej opowiadać. Żyli długo i szczęśliwie aż do samej śmierci.