l.
róża żółta- odwzajemnij moją miłość
rozmaryn- jedyna miłość
śliwa- przypominam ci twoje obietnice
strzałka- ostateczne zerwanie

a.
mak biały- moje serce zasypia
akacja- miłość platoniczna
róża dzika- pójdę za tobą wszędzie

r.
tulipan- cieszę się na twój widok
lawenda- żarliwa, płomienna miłość
bez- dobroć, podziwiam twą piękność
niezapominajka- nie zapomnij o mnie, podaruj mi miejsce obok siebie
stokrotka- cieszy mnie twoja obecność, jak dobrze być obok ciebie

w
oranżerii u złośnicy ziołowo-kwiatowej
trwa spektakl
teatr uliczny za kulisami nie ma majtek i zębów

a.
hortensja- jesteś piękna, ale zimna
bazylia- nienawiść, bieda
wilcza jagoda- przynosi nieszczęście
melisa- bądź bardziej nieznośna
słonecznik- uważaj, pozory mylą

trzymam naręcze oddechów
ikebanę z nich
między palcami zeschnięte uniesienia
nawozem je
i bieluniem nakarmić świat
szalejem jadowitym
belladonną

nikocjana (tytoń)- przeszkoda została pokonana
mięta- zachowam nadzieje, wspomnienie

urodziny dwudzieste ósme

zdarzyło się raz że koza mi się przyśniła i tyła w tym śnie i puchła i ogromniała i ogrom miała w sobie żywotności mimo wszystko mimo wszy a jak tak rosła i rosła to się uśmiechała i widać było że prawdziwie mnie dziw brał za rękę i dodawał otuchy bo słońce na grzbiecie od urodzenia mam
i krótkie noce a zmieniony zapach skóry woła o zmianie emocji na lepsze mniejsze pełniejsze okrojone rozdwojone miłe urocze w kroczu jedynie żaden zapach nie woła nikogo żadna strojna dama żadne oblicza lepsze żadnych skarg i zażaleń i deszczu za dnia bo się wkurwię i schłodnieję

opowiem ci bajkę jak kot palił fajkę
a kocica papierosa upaliła kawał nosa
prędko prędko po doktora
bo kocica bardzo chora
doktor biegnie z lekarstwami
a kocica z pazurami
doktor pyta co to co to
wziął za ogon rzucił w błoto

w nocy tylko szum niechcący ścieka dziurą i nie daje za wygraną a ja myślę sobie o potrójnej osobie co się mnoży i dzieli naraz bo już umie nawet jeśli odrobinę przypomina niedźwiedzia polarnego z przysadzistą łapą w dziwnym przykrótkim sfilcowanym swetrze i ma kozie rogi i jelita kozie to niech se ma przecież nikt nikogo nigdzie nie będzie zabierał ani niepostrzeżenie ani nic ani ani z bani

czereśnie już są

zdeterminowana słońcem, co w sposób oczywisty muska łaty, wiatrem, co odgania nadmiar promieni i soczystymi truskawkami, ruszam do boju z dniem. w nocy o dziwo nie przyszedł w odwiedziny nikt, żaden człowiek, żadne zwierzę, żaden sen, żadne robactwo. rozpostarłam kopyta w świeżej pościeli, co bielą przypomina najświetniejsze czasy mieszkania z babcią i rozkoszowałam się świtaniem kolejnego przesilenia ciemności i jasności w swojej zagrodzie. urzekające słowa i wyrazy czytane i zasłyszane podają mi na tacy rarytasy niczym w bajce. rozglądam się za rozsądkiem, szukam, wypatruję, przechadzam się łąką, może znajdę i nic. racjonalne myślenie, tak bardzo pożyczone mi przez Łatyldę, gdzieś się zawieruszyło, zupełnie nie wiem gdzie i niczym nieporadna jałówka wzruszam ramionami na złość niedobremu światu. jako samica bydła domowego staram się oczywiście nie zapominać o obowiązkach i na przykład ratuję motyle, które ogłupione upałem tłuką się o szyby obórki. podgryzam świeżą miętkę i śpiewam na krowią nutę te wszystkie miłosne piosenki, tak bardzo ongiś znienawidzone. przypatruję się bąkom zasiadającym na tronie coreopsis illico i papaver somniferum. daleko w fantazjach leżę wyciągnięta na fiordzie z Łatyldą, muczymy do nieba w umiłowaniu wolności i zajadamy się szarlotką.
spotkanie na szczycie świadomości
pęknięty pryzmat
szał
...
snilo mi sie ze przyjechales do mnie w urodziny i poplynelismy kajakiem w sina dal, a rzeki byly zamiast ulic
miales dlugi worek zamiast plecaka czy torby a w srodku wiele skladanych gadzetow, typu turystyczna gitara, plastikowe wiaderko i dmuchane pomidory
a ja nie mialam majtek a wial wiatr, wiec ciagle robilam kino bambino na tym kajaku