odzyskana

Można prowadzić dzienniczki. Ucznia i uczuć. Codziennie fragment siebie zlewać przez sitko do odpływu wprost do szamba słów. Odcedzić. Odzyskać. Zrecyklingować. Użyć. Ulżyć. A co trzeba, zrugać i strącić jak popiół z papierosa. Rzadko kto pamięta, a tym bardziej nikt się nie rozczula nad takim popiołem. Pojęcie pustki jest niczym innym jak kolorowym ptaszyskiem, skrzeczącym znad zastawionego szwedzkimi przysmakami stołu. Gdaka, pieje, pastwi się dźwiękami, zamykamy oczy w najszczelniejszym uścisku. Zatykamy uszy. Serca kołyszą się do złego snu.

Pstryk.

Najpierw sąsiedzi zwracają uwagę, jakąś taką spode łba wystającą, nadąsaną, wąsatą. Potem pan Krystek w sklepie porazi zawstydzającą oceną. A potem przyjaciele. Bo przyjaciół po to się ma, żeby nie szczędzili krytyki. Pochwały należy w majtki schować i po cichu używać ich do masturbacji celem wybielenia się przed samym sobą, samą sobą. Więc krytyki mi daj, bo już jestem gotowa. Stanęłam, przecież widzę, że stoję, że głowę mam wysoko, że nogi mam na ziemi. Żonkil rozpościera żółte uda płatków wprost do światła. Siła tkwi w odkryciu słabości, ależ to banał jest, bym się wstydziła, że dopiero dziś, że dopiero u progu chrystusowego.

Pstryk.

-        Zdjęcie mi robisz?
-        Yhy.
-        Ale nie rób mi zdjęcia, jak się tak nie zdążyłam ufryzować.
-        Yhy.
-        Pokaż?
-        Yhy.
-        Ty no weź, skasuj to, poczekaj, poprawię pejs, fałdę, fejs.
-        Yhy.
-        Skasowałaś?
-        Yhy.
-        No to rób teraz. Dobrze? Wyglądam dobrze?
-        Yhy.

Pstryk.

Sięgasz prawdy o sobie. Nurkujesz w czeluści zła, cierpienia, najgorszości – nikt nie miał w życiu gorzej i nigdy mieć nie będzie, bo ty właśnie teraz doświadczasz najczarniejszej z czarnych chwil, najbagienniejszych z bagiennych, smrodu nad smrody, nawet świnie w hodowli mają lepiej, bo chociaż ktoś ukróci za chwilę ich męki. Już wszystkich swoich bliskich za sobą wciągnęłaś. Już jesteście tam razem, już jesteś szczęśliwa, bezpieczna, płyniesz, rynsztok, kompost, gówno, mięso, wymiociny kibiców Legii – parówką, hambuksem, piccą, browarem, wódą, parówką. Jest dobrze.

Pstryk.

-        No mała, podaj rękę. No wyżej, weź się wysil. Jeszcze kawałek.
-        Nie mam siły.
-        Ja też nie mam, więc oszczędź, podaj tylko rękę.
-        To ty?
-        To ty.

Pstryk.

Kiedy ostatnio odczepiłaś zardzewiały haczyk, co już dostatecznie zaropiał ranę? Dziś jest twój dzień. Wstań i idź. Nic tu po tobie, nikogo nie ma, nikt się tobą już nie przejmie. Nie ma słabości. Ta słabość to moc, ta pustka gdaka, pieje, ma tysiącbarwne pióra i śpiewa twoją ulubioną piosenkę ze snu.