puchowa kołdra i puchowe sny. budzę się bez pamięci. chwila dla siebie.
ile zmieniło wczoraj. na ile dramatycznie ryknęłam, że teraz będę dbać o
siebie. a w domyśle zamykam drzwi i z rękami w kieszeniach czekam na
kolejny ruch. plansza życia. pionek życia. a w domyśle mam otwarte
wszystkie komórki, pory, naczynka, w każdej chwili gotowe na przyjęcie,
wpasowanie, połączenie. nic mi to nie przypomina. jestem z kosmosu
królowa i mam swoje prawa. nienaruszalne zasady życia. jedyne, co dobrze
znam, to gorzkawy smak bezradności, na miarę słabości umysłu, na miarę
poczucia w świecie. przecież widzę gdzie są błędy ludzkości i dobrze je
rozróżniam. i coraz bardziej brzydzę się strachem. swoim, nie swoim,
wszystko jedno. prawdopodobnie straciłam chęć pochylania się nad
upośledzonymi z miłości. nad sobą także.
ulepek łez z psią sierścią i kurzem, szkarłatny sen, rozdeptana kulka
marzeń. przez chwilę jeszcze podnosi brwi w niezrozumieniu. i już.
kolczatka wyrosła. kaganiec królowej nie przystoi.