urodziny dwudzieste ósme

zdarzyło się raz że koza mi się przyśniła i tyła w tym śnie i puchła i ogromniała i ogrom miała w sobie żywotności mimo wszystko mimo wszy a jak tak rosła i rosła to się uśmiechała i widać było że prawdziwie mnie dziw brał za rękę i dodawał otuchy bo słońce na grzbiecie od urodzenia mam
i krótkie noce a zmieniony zapach skóry woła o zmianie emocji na lepsze mniejsze pełniejsze okrojone rozdwojone miłe urocze w kroczu jedynie żaden zapach nie woła nikogo żadna strojna dama żadne oblicza lepsze żadnych skarg i zażaleń i deszczu za dnia bo się wkurwię i schłodnieję

opowiem ci bajkę jak kot palił fajkę
a kocica papierosa upaliła kawał nosa
prędko prędko po doktora
bo kocica bardzo chora
doktor biegnie z lekarstwami
a kocica z pazurami
doktor pyta co to co to
wziął za ogon rzucił w błoto

w nocy tylko szum niechcący ścieka dziurą i nie daje za wygraną a ja myślę sobie o potrójnej osobie co się mnoży i dzieli naraz bo już umie nawet jeśli odrobinę przypomina niedźwiedzia polarnego z przysadzistą łapą w dziwnym przykrótkim sfilcowanym swetrze i ma kozie rogi i jelita kozie to niech se ma przecież nikt nikogo nigdzie nie będzie zabierał ani niepostrzeżenie ani nic ani ani z bani