plac zabaw.
jakiś taki duży, jakby za duży.
wysokie huśtawki do nieba łańcuchowe i drabina do zjeżdżalni w wyszczerbione szczeble.
wchodzę, bo zdaje się, że bez wejścia się nie obejdzie.
idę idę idę się wspinam i się wyginam.
weszłam.
i teraz co?
nie wiem jak się poprawnie zjeżdża.
poprawnie więc stoję i się tępo gapię i nie mam lęku wysokości tylko lęk wielkości.

mówi mi tu podskórnie chrabąszcz z połyskiem na pancerzyku
że dajemy radę żyć
mimo, że dziwne to życie.
jakieś takie duże, jakby za duże.